Sylwia Chutnik "Dzidzia"

Większość krytyków wypowiada się o tej książce w sposób dwuznaczny. Ta pozycja szokuje i zadziwia dzięki zastosowanej grotesce. Autorka zdecydowała się na podjęcie trudnych tematów, może chciała dorównać Gombrowiczowi lub Białoszewskiemu. Chyba trochę nie wyszło, chyba za bardzo porwała się na "głęboką wodę", niczym desperat, który idzie "z motyką na słońce".
Utwór momentami jest wręcz niesmaczny. Ale cóż się dziwić, skoro autorka podchodzi do pisania książek jako do pracy czysto zarobkowej. W jednym z wywiadów oficjalnie się do tego przyznała. Jeśli coś nie jest zrodzone z prawdy, która tkwi w naszym wnętrzu, nie jest przepełniającą nas pasją, nie może być dobre. Taki wytwór nie odzwierciedla nas samych, jest tylko kolejnym produktem marketingowym, który bardzo szybko zostanie zapomniany.
Sylwia Chutnik jest osobą, która sama siebie nie uważa za pisarkę. Została ona zauważona przez odpowiednie czasopisma. Ten przykład pokazuje, że w dzisiejszych czasach niewielu pisarzy stwarza samych siebie, zostają oni wykreowani przez rynek medialny.
Autorka jako feministka podjęła problem, który chciała wykrzyczeć w swojej książce, okazuje się, że tak subiektywne podejście i waga problemu przerosły pisarkę. Złość i krzyk niekoniecznie nadają utworowi wartości, wręcz przeciwnie, odpychają czytelnika.
Chęć bycia drugim Gombrowiczem nie zawsze wychodzi na dobre. Sylwia Chutnik pisząc "Dzidzię" zniechęciła mnie do swojej literatury. Z pewnością w przyszłości nie sięgnę po utwór opatrzony nazwiskiem tej osoby.

Komentarze