John Marrs "Dopasowani"

 

Życie trzeba przeżyć, a nie tylko stać z boku i obserwować. Ale, by móc prawdziwie żyć potrzeba drugiego człowieka. Niemal każdy do pełni szczęścia zalicza posiadanie swojej połówki, czyli kogoś, kogo będzie można kochać i jednocześnie czuć się kochanym. Wiele osób odczuwa dyskomfort z powodu staropanieństwa i niemożności bycia z tą jedną jedyną osobą, która podobno każdemu jest przypisana. Gdy zbliża się magiczny wiek i większość znajomych ma już rodziny, w głowie samotnika zaczyna kiełkować niepokój i obawa o przyszłość. Rozpoczyna się desperackie szukanie kogoś, kto zapełni pustkę i zapewni komfort na dalsze życie. Nie zawsze jest to proste, na świecie jest tyle ludzi, że nie sposób spotkać właśnie tę jedną jedyną. Nie można zakochać się na zawołanie. Na pomoc rozdartym sercom może przyjść nauka i dopasowywanie DNA. Takiej sztuki podjęła się bohaterka powieści, która zaczęła kojarzyć pary na podstawie odpowiednich badań naukowych i możliwości dopasowania genów. Udowodniono naukowo, że takie związki są idealne, ponieważ ludzie dopasowani uzupełniają się i tworzą jedność. Wydawać by się mogło, że takie rozwiązanie to istna sielanka, ale czy na pewno? Czy nie dzieje się tak, że naukowiec, który swoją wiedzą chce dorównać Bogu i zaczyna udoskonalać świat, zamiast upodabniać się do stwórcy, zaczyna być niczym potwór ingerujący w życie zwykłych ludzi? Istniało ryzyko, że druga osoba z tzw.  dopasowanych, może mieszkać na przeciwnym krańcu świata, może mieć inny kolor skóry, a nawet być tej samej płci. Można było trafić na mordercę, psychopatę czy innego zwyrodnialca. Ale przecież miłość i genetyka nie wybierają, to jest przeznaczenie.

Jak daleko może posunąć się człowiek, by odnaleźć miłość swojego życia?

Jak daleko może posunąć się naukowiec, by osiągnąć swój cel?

Komentarze