Halina Kowalczuk "Dom w malinowym chruśniaku"

Jako młody człowiek masz marzenia o ukończeniu studiów, zdobyciu zawodu, błyskotliwej karierze i jednocześnie udanej rodzinie. Ale w rzeczywistości nie można mieć wszystkiego. Kiedy coś nie układa się w życiu prywatnym, większość osób popada w wir pracy, która ma być odskocznią od problemów. Zajmując się kwestiami zawodowymi koncentrujemy się na wyznaczonych zadaniach, nie mamy czasu na myślenie o porażkach osobistych. Pewnego dnia budzimy się i dochodzimy do wniosku, że coś nam w życiu umknęło, czegoś  nie doświadczyliśmy. Niezależnie od tego ile mamy lat, nigdy nie jest za późno na zmiany. To, co kiedyś było odskocznią, czyli praca, tłum ludzi i tętniące miasto, po latach okazuje się przytłaczającym zgiełkiem. 
Zmiany w naszym życiu mogą być spowodowane przypadkiem, na który nie mamy wpływu. Coś się dzieje, bo los tak chciał. Mogą też być spowodowane świadomą decyzją, ale do tego trzeba dojrzeć.
Główna bohaterka powieści przeprowadza się na wieś do Malinówki. Dzięki temu mamy okazję poznawać zakamarki pięknej miejscowości, dowiadujemy się o dobroci zwykłych ludzi oraz słuchamy niepowtarzalnych legend związanych z danym regionem. Obcowanie z naturą to główny czynnik pozbycia się stresu. Świat przyrody rządzi się swoimi prawami, jeśli człowiek będzie umiał dopasować się do jego rytmu, pozbędzie się wielu dolegliwości, nie tylko duchowych. Kilka minut spędzonych na tarasie z filiżanką kawy może wpłynąć kojąco na zszarpane nerwy. Spróbuj wsłuchać się w głosy natury: śpiew ptaków, szum wiatru, szelest liści, a może zauważysz, że życie to nie tylko pośpiech i gonitwa za kolejnym awansem. Aby poczuć prawdziwe odprężenie trzeba umieć dostrzec to, co niedostrzegalne dla wielu zaganianych i zestresowanych osób.
Autorka powieści odkrywa przed czytelnikiem magiczne miejsce i niesamowitych ludzi. Aż chce się kosztować tych wiejskich wyrobów, aż chce się posiedzieć na ławeczce z tymi osobami i porozmawiać o błahostkach. Prezentując dom u podnóża gór uświadamia nam, że wiele osób tęskni za takim malowniczym krajobrazem, brakuje nam bajecznych siedlisk, które byłyby oazą w ponure dni.
W treść utworu wplecione są legendy dotyczące różnych miejsc. Mam wrażenie, że pisarka częściowo bazowała na Bohatyrowiczach z "Nad Niemnem", ale nie ma nic w tym złego. Kult pracy może stać się bodźcem do działania, zachętą do umiłowania tego co proste, a jednocześnie piękne.

Komentarze