Szczepan Twardoch "Morfina"

Jeśli szukasz książki, która z jednej strony zachwyca, a z drugiej wzmaga obrzydzenie, to Morfina spełni Twoje oczekiwania. Twardoch napisał utwór, który jest nieprzeciętny, bezczelny, wulgarny, chamski i jednocześnie wgryzający się w podświadomość czytelnika. Utwór, który chwilami czyta się z niesmakiem i obrzydzeniem, a jednocześnie nie można się od niego oderwać.
Tytułowa morfina sprawia, że dzięki niej zawsze jest się samotnym, ale nie samemu. To ona jest tłem całej akcji, czasami jest sumieniem głównego bohatera, nie opuszcza go nigdy, non stop podszeptuje swoje racje i nakłania do pewnych działań. Morfina staje się bohaterką drugiego planu, i nie chodzi w tym przypadku o narkotyk. Można ją interpretować na wiele sposobów, z pewnością jednym z nich jest wewnętrzne rozdarcie bohatera. Bo kimże on jest? Dżentelmenem, utracjuszem, dziwakiem i narkomanem. Rozdartym, zbolałym półtrupem, mieszkańcem bez serca i ojczyzny, bez duszy w piersi. Tak właśnie w powieści jawi się Kostek - główny bohater - którego niestety można identyfikować z wieloma współczesnymi ludźmi. Ludźmi, którzy w obecnym świecie zatracili tradycyjne wartości i motają się między jedną a drugą sferą rzeczywistości. Jak wytłumaczyć komuś czym jest patriotyzm i miłość do ojczyzny, skoro sam adresat nie wie jakiej jest narodowości. Większość pewnie odpowie, że jesteśmy Europejczykami a nie Polakami. Bo cóż znaczy być Polakiem? Przecież to już nie jest 'cool'. Ludzie są rozdarci wewnętrznie i nie potrafią jednoznacznie określić swojej przynależności. Priorytetem stają się układy i pieniądze: jak się pieniądze ma, to wszystko jest dla ludzi, wszystko można przeżyć.
Jaką wizję o nas samych będą mieć przyszłe pokolenia? Czy ktoś w przyszłości uzna takie zachowania za autorytet? Gdzie się podziała lojalność, wrażliwość, miłość do drugiego człowieka i własnego kraju? Czy bycie patriotą i Polakiem to w tych czasach już wstyd?
Główny bohater cały czas szuka swojej tożsamości oraz przynależności narodowej. A może wystarczy tylko wziąć do ręki słynne "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego i odczytać scenę 16, w której Poeta rozmawia z Panną Młodą i tłumaczy jej, że aby odnaleźć własną ojczyznę, wystarczy przyłożyć rękę do piersi, bo tam właśnie jest Polska. Własnej narodowości nie trzeba szukać w kolorowych czasopismach czy innych ludziach, wystarczy zajrzeć w głąb siebie, ponieważ to właśnie w naszym wnętrzu kryje się prawdziwe oblicze człowieka i jego największe wartości. Wojna nie jest przegraną póki żyje chociaż jeden Polak, któremu płonie serce.

Twardoch napisał: nic nie jest dziwnym i nie ma zbiegów okoliczności, świat jest chaosem, okoliczności się nie zbierają, lecz płyną obok siebie, będąc doskonale obojętnymi, tak jak obojętnymi są względem siebie gwiazdy i kamienie. Pamiętajmy, że człowiek to nie kamień. Jesteśmy istotami, które mają wolną wolę i odczuwają. Umiejętność wyrażania emocji oraz świadomość podejmowanych decyzji i działań czyni z nas ludzi.

Komentarze